piątek, 24 lipca 2009

Pico, pico de Fogo

Wczesnym rankiem naszym oczom ukazała się wyspa Fogo. Nie w całości, otulona mgłą – w tym to, co na niej najpiękniejsze, czyli czynny wulkan Pico de Fogo. Płynąc wzdłuż jej brzegów swoją obecnością zaszczyciło nas stado delfinów, wprawdzie są spory ile ich naprawdę było, jednak śmiało można powiedzieć, że kilkadziesiąt. Delfiny, jak to mają w zwyczaju, urządziły show, a w zasadzie mega show pływając oraz skacząc jak szalone wzdłuż burt oraz przed dziobem Selmy. Coś niesamowitego. Poniżej jedna z tysiąca fot delfinów przy burcie Selmy :)


Po zakotwiczeniu udaliśmy się do miasta – Sao Filipe, urokliwa, mała miejscowość. Cel jeden, zorganizować dojazd pod Pico de Fogo, oraz przewodnika, który nas zaprowadzi na sam szczyt. Spory szczyt przewyższenie ponad 2000 metrów. Udało się, o 6 rano dnia następnego ma po nas przyjechać bus, zawieźć na miejsce i zaprowadzić na szczyt.




Wyruszamy prawie o czasie, po 1,5 godziny jesteśmy na miejscu. Tam poznajemy Rosa naszego przewodnika w drodze na szczyt. Zaczynamy 4 godzinną walkę. Z górą, sobą oraz coraz większym upałem. Walka nierówna, ale dajemy z siebie wszystko, już za późno na odwrót. W końcu się udaje, zdobywamy pico de Fogo.  Lekkie rozczarowanie, w prawdzie nie spodziewaliśmy się fajerwerków, gorącej buchającej lawy, ale jakoś tak, jak na 4 godziny walki trochę mało, do tego wysoko usytuowane chmury zasłaniające szczelnie całą panoramę. No cóż, zawsze mogło być gorzej. Powrót był dość specyficzny, początkowo wracamy tą samą drogą, później Ros prowadzi  nas w nieznane, mówiąc, że teraz będzie zabawa. No i się zaczęło. Bieg ostro w dół, po powulkanicznym żwirze, zapadamy się do półłydki w tym czymś i zbiegamy w dół.  Pierwsze 3 minuty rewelacja, jak małe dzieci biegniemy przed siebie, później już frajda mniejsza, kurz, żwir w butach i zniechęcenie ile jeszcze można, w końcu trafiamy do punktu początkowego, brudni, zakurzeni, zmęczeni, ale szczęśliwi. Powrót na Selmę, obiadokolacja i odpływamy w kierunku Sao Vicente, do portu/miasta Mindelo.


W Mindelo jesteśmy i teraz. Jutro wycieczka na Santo Antao, ponoć najciekawszą z wysp.

Pozdrowienia,
Maciej

poniedziałek, 20 lipca 2009

Santiago i stolica

Jesteśmy w stolicy Republiki Zielonego Przylądka, na wyspie Santiago w mieście Praia (110 000 mieszkańców). W stolicy jak to w stolicy na głównym placu jest hotspot, a po zmroku szerzy się bandytyzm. Za taksówkę z portu do centrum płacimy 150 escudos, co daje 1,5 euro. Taksówka powrotna 200 escudos (2 eur). Wczoraj chcieliśmy uraczyć prawdziwego prysznica, za który przyszło nam zapłacić po 6 eur za osobę.. Także ceny więcej jak europejskie :) Na Selmie prysznic jest, ale mamy małe ilości słodkiej wody, w związku z czym lepiej oszczędzać, tym bardziej, że na Cabo Verde nie ma nigdzie możliwości zakupienia wody słodkiej. Ewentualnie na Sao Vincente, przy czym tę wyspę mamy ostatnią w planach.






Wczoraj zrobiliśmy sobie wycieczkę po całym Santiago, dotarliśmy na rajską plażę, z palmami i złotym piaskiem. Tutaj to rzadkość, częściej spotyka się piasek wulkaniczny.









Na dzisiaj zaplanowane zakupy w Praia (jest tu Leader Price), nasi nurkowie schodzą pod wodę, a później płyniemy na wulkan Fogo, który mamy nadzieję zdobyć jutro.

Tymczasem pozdrowienia,
Marta i Maciek

piątek, 17 lipca 2009

Boa Vista, czyli Cabo Verde welcome to!


Wyspy Zielonego Przylądka - dzień 3.
Wylądowaliśmy. Właściwie bez przygód, mieliśmy międzylądowanie na wyspie BoaVista, następnie polecieliśmy na właściwy dla nas port, czyli na wyspę Sal. Tam handback kapitana Selmy juz na nas czekał wraz z miłym panem, właścicielem ciekawego Aluguar (miejscowe taxi) - ciekawe bo był to busik, wypchany w środku pluszem i dużą ilością czerwonej skóry. Dodatkowo pan miał odtwarzacz DVD, na którym wyświetlał nam miejscowa muzykę. Folklor jak się patrzy :)

Przejechaliśmy do Palmeiras, gdzie czekała już na nas zakotwiczone Selma. Tutaj nie ma właściwie portów, ponoć tylko na jednej wyspie, której jeszcze nie uświadczyliśmy  Szybki prawie, że przelot dingy na Selme i juz siedzieliśmy z piwem w ręku w naszym obozowisku :)

Przez pierwsze dwa dni towarzysza nam Francuzi  - Singrid i Rafael, bardzo mili, ona pracuje w Senegalu, zajmuje się kultura, on przyjechał do niej na wakacje z Francji. Dzisiaj dostarczyliśmy ich na BoaVosta, skąd lecą do domu. I własnie -  wczoraj płynęliśmy 10 godzin oceanem żeby dostać się na druga na naszej mapie wyspę - BoaViste. Tutaj wciąż nie ma zbyt wiele do oglądania. Według legendy jest to kawałek Sahary, który się oderwał od właściwego lądu. Stad tez pustynie, góry i od czasu do czasu oazy. Ponoć na tej wyspie znajdują się najpiękniejsze plaże Cabo Verde oraz wylęgarnie żółwi - te jednak ukazują się jedynie wieczorami, a niestety dzisiaj w nocy wychodzimy na Santiago (w planach 12 godzin żeglugi  by moc jutro wylądować w stolicy, Praia). Ludzie są tu bardzo sympatyczni - każdy się wita, pyta skąd jesteśmy a potem zaprasza nas do swojego sklepiku. Nie wiedza jeszcze jak mogliby wykorzystywać turystów - na szczęście  Wokół Sal Rei (miejscowość, w której teraz jesteśmy jest sam piasek i mnóstwo napoczętych budów - niedługo będzie z tego kolejny masowy kompleks turystyczny. Poniżej kilka zdjęć  a my dalej lecimy w to słońce niewyobrażalne..










środa, 15 lipca 2009

Wyjechali


Wyjechaliśmy! Najpierw do Wrocławia  potem do Monachium. W Monachium 14-godzinne koczowanie, nocne zwiedzanie miasta (trzeba zwiedzić za dnia, czyli mamy kolejny pomysł na weekendowa wycieczkę ;)). Przeszliśmy się trochę po lotnisku i przypadkiem dowiedzieliśmy się, że nasz samolot wylatuje wcześniej niż zaplanowano, także mamy fuksa, bo kolejny lot za tydzień.

Tymczasem lecimy (dosłownie) na wyspę Sal na Wyspach Zielonego Przylądka  Jak tylko uda się tam znaleźć połączenie z Internetem to się odezwiemy.

Tyle w skrócie,
Marta i Maciek

wtorek, 7 lipca 2009

Koszyk po raz pierwszy :)

Teraz moja kolej! Na imię mi Maciej, i witam na moim pierwszym gościnnym wpisie.

//edit by Marta: poniżej Maciek we własnej osobie ;)


Jako, iż  parę razy przewinęło się moje imię, postanowiłem zabrać głos. Razem z autorką tego bloga, podróżujemy sobie to tu to tam, głównie jednak idąc razem przez życie. Do tej pory zaliczyliśmy parę wspólnych, bardzo udanych wypadów, we wszystkich kierunkach geograficznych. Wszystkie będąc jeszcze na studiach, więc nieco partyzantki było. Teraz przyszła pora na pierwszy z konkretnych wyjazdów - lista kolejnych miejsc do odwiedzenia dąży już do nieskończoności ;)

Padło na Cabo Verde – powodów jest kilka, ale do najważniejszych należy chyba fakt, że jest to jedno z ostatnich miejsc, które mimo swojego olbrzymiego uroku, nie zostały przemielone na wielką bazę hotelowo-rozrywkową. Zdecydowanie wolimy ciszę i spokój. Kolejnym istotnym czynnikiem jest „nasz” człowiek na Selma Expeditions, który akurat będzie na WZP.

Tak czy inaczej już jesteśmy blisko wyjazdu, chyba już wszystko załatwione, kupione (w tym lustrzanka – ja się jej boje, za dużo przycisków ;)), ubezpieczone itd. Mamy stały kontakt i podgląd jak jest na Cabo – tak jak już Marta pisała, słońce daje zdrowo (oby jeszcze i w trakcie naszego pobytu), a niedługo zaczyna się pora deszczowa.

A propos zakupów, drogie podróżniczki, drodzy  podróżnicy, jak to się dzieje że kobiety mają pełną szafę, ale i tak na wyjazd nie mają nic do zabrania? ;)

Pozdrawiam serdecznie,
Maciej

poniedziałek, 6 lipca 2009

Cabo Verde - przygotowania, część 3

Za tydzień o tej porze będę we Wrocławiu.
Za tydzień o tej porze będę się pakować.
Za tydzień o tej porze będę myśleć czy wszystko wzięte.
Za tydzień o tej porze będę odliczać godziny do wylotu.
Za tydzień i jeden dzień o tej porze będę czekać w Monachium na przesiadkę.
Za tydzień i dwa dni o tej porze będę się wylegiwać na hamaku na Selmie.
Czy to już czuć, że nie mogę się doczekać? :)

Ostatnie zakupy za nami, teraz jesteśmy na etapie przygotowywania listy rzeczy do spakowania. Jest to element obowiązkowy każdego wyjazdu - gdybym listy nie przygotowała to bankowo byśmy zapomnieli o połowie rzeczy! Albo dlatego, że Maciek nie pomyślał, albo dlatego, że ja zapomniałam ;) Na jedno wychodzi Na Cabo Verde jest w tej chwili jest 21:30 (u nas 23:30) i 24 stopnie Celsjusza. Dostaliśmy informację, żeby zaopatrzyć się duże ilości filtrów przeciwsłonecznych, bo obecna ekipa się dość mocno przypiekła. Zastanawiam się teraz czy moja, wręcz alabastrowa skóra, wytrzyma to nasilenie słoneczne ;)

Na osłodę zdjęcie Wyspy Fogo, zapożyczone ze strony Selmy (www.selmaexpeditions.com):


Encyklopedia CV, #4
Językiem urzędowym na wyspach jest język portugalski, jednak większość ludności posługuje się językiem kreolskim tzw. krioulo, występującym w kilku odmianach. Jego podstawą jest na ogół język portugalski, zaś na poszczególnych wyspach duży udział w wykształceniu dialektów miały różne języki – na Sao Vincente – francuski, na Boa Vista – włoski, na Brava – angielski. Od kilku lat nasilają się żądania przyznania językowi kreolskiemu statusu języka urzędowego. Powszechna, zwłaszcza wśród młodszego pokolenia jest znajomość francuskiego, nauka którego jest w szkołach obowiązkowa.

czwartek, 2 lipca 2009

Cabo Verde - przygotowania, część 2


Wyjazd coraz bliżej, a tu się co chwilę okazuje, że coraz więcej spraw do załatwienia! Przewodnik zamówiony, już (albo i dopiero) do nas leci - powinniśmy odebrać w poniedziałek. Dzisiaj skupiamy się na wyborze plecaka.. zastanawia mnie, że na żadnej stronie internetowej nie ma wzmianki o ich wadze! A przecież, przynajmniej tak mi się wydaje, powinnam od tego właśnie kryterium uzależnić swój wybór. W końcu samolotem mogę przewieźć tylko 20 kg. Powinnam chyba jednak zaopatrzyć się w książkę Pawlikowskiej, gdzie ponoć radzi jak się dobrze spakować ;)

Powoli zaczyna się u nas Reisefieber, tym bardziej, że w pracy na ostatnie dni pojawia się całe mnóstwo zadań, a po 20 większość sklepów jest już zamknięta. Stąd nasze zamiłowanie na internetowych zakupów ;) Oby nas tylko nie zawiedli i plecak doleciał do nas w terminie, bo inaczej polecimy z reklamówkami ;)

Encyklopedia CV, #3
Wyspy Zielonego Przylądka stanowią archipelag położony w środkowej części Oceanu Atlantyckiego, 620 km na zachód od wybrzeży Afryki, na wysokości Przylądka Zielonego.


Archipelag ten składa się z 10 głównych wysp i 5 mniejszych wysepek. Dzielą się one na dwie grupy: Wyspy Zawietrzne (Ilhas de Barlavento) i Podwietrzne (Ilhas de Sotavento). Wyspy Zawietrzne to położone na północy wyspy: Santo Antão, São Vicente, Santa Luzia, São Nicolau, Sal i Boa Vista. Wyspy Podwietrzne leżą na południu, są to Maio, Santiago, Fogo i Brava. Wnętrza wysp są górzyste z najwyższym szczytem Pico – 2829 m n.p.m. Wyspy zajmują powierzchnię 4033 km². Wszystkie, oprócz wyspy Santa Luzia, są zamieszkane.